i
Chciałabym się z Wami podzielić pewnym moim spostrzeżeniem.
Czy nie wydaję się Wam, tak jak mnie, że coraz częściej spotykamy osoby, które przejawiają obsesyjną wręcz potrzebą sprawowania kontroli nad każdym aspektem swojego życia? Nie działają spontanicznie, bo to może zaburzyć ich plany. Nie szukają nowych wyzwań, bo boją się, że wprowadzą one zamieszanie, zagrożą ich stabilizacji. Wreszcie odrzucają emocje i uczucia, bo mogą zaburzyć ich rytm, wprowadzić trochę niebezpiecznego wg nich szaleństwa, spowodować chwile zapomnienia i utraty kontroli nad nimi i ich życiem.
Owszem, należy starać się panować nad własnym życiem, naszymi potrzebami, planami, jak również nad ich realizacją. Zgoda, w wielu wypadkach takie podejście znacznie ułatwia nam funkcjonowanie. Często jednak jest ono przyczyną wielu niepowodzeń i frustracji. Bowiem nie stawiamy sobie nowych wyzwań, nie wyłamujemy się z rutyny. Zdarza nam się również, w sumie bez poważnego powodu tracić dobrze rokujące znajomości.
Chcecie uporządkowanego życia?
Mężczyzny, który wpasuje się w Wasz plan, z którym będziecie spotykać się w każdy poniedziałek i piątek między 17 a 22 i randki z nim będą zwykłym schematem? Tylko nigdy nie będzie można nazwać takiej relacji właściwie rozumianym związkiem. Prędzej będzie to coś, co nazywają amerykanie "friends with benefits", czyli związek dwojga osób, którzy na podstawie wzajemnej, niepisanej umowy zaspokajają swoje potrzeby.Tylko jakie? Chyba nie są to potrzeby uczuciowe, emocjonalne, np. potrzeba bliskości?
Portal randkowy to dla jednych miejsce poszukiwań partnera na życie, dla innych nowych wrażeń. Często jednak, kiedy poznajemy kogoś kto nas zainteresował, trzymamy go maksymalnie na dystans. Staramy się nie dopuścić, aby zaburzył nam dotychczasowego trybu życia. Na początku może to być reakcja obronna przed kolejnym zranieniem, przed porażką. O key, może jest to słuszne. Jednak z czasem kiedy wytwarza się pewnego rodzaju więź, wzajemne zrozumienie i zaufanie, przesadna kontrola swoich emocji nie jest wskazana. Czego tak naprawdę się boimy? Wpuścić kogoś do swojego życia? Związek musi być oparty na zaufaniu, inaczej nie ma sensu. Nie można zakładać z góry, że wszyscy są nieuczciwi, zdradzają i mają złe, niecne zamiary.
Właściwie o co nam chodzi?
Czy to jest strata kontroli nad własnym czasem, kiedy na przykład on chcąc zrobić nam niespodziankę zarezerwował stolik w restauracji i poinformował nas tym pół godziny przed momentem wyjścia. Albo w sobotę rano oznajmił nam, że jedziemy do Kazimierza i już zarezerwował pokój. Brawo! Brzmi jak marzenie każdej kobiety... Jednak często traktujemy to, jak zamach na własny czas. Chcąc obsesyjnie sprawować kontrolę nie lubimy niespodzianek i nie zdając sobie pewnie z tego sprawy, zabijamy jednocześnie cały romantyzm. Od tego już tylko krok do fochów, sprzeczek a nawet poważniejszego kryzysu. Pozwólmy czasem dać się zaskoczyć. Z pewnością okaże się to przyjemne. Stracimy przez to wypad na piwo ze znajomymi? Z pewnością to zrozumieją, będzie kolejny. Mamy do dokończenia ważny projekt? Najwyżej zarwiemy noc... Nauczmy się wartościować.
Nie bójmy się zaufać.
Dajmy się ponieść emocjom, nie planujmy i kontrolujmy przesadnie swojego życia. Czasem to, co spontaniczne może być najpiękniejsze. Nie odbierajmy sobie szansy na przeżycie czegoś wspaniałego, dajmy sobie na luz... Wydaje nam się, że żyjąc tak jest nam dobrze? Chyba jednak nie, skoro chcemy coś zmienić, kogoś poznać? A obecne „status quo” to tylko złudzenie, przyzwyczajenie. Źle pojmowane poczucie bezpieczeństwa często pozbawia nas wspaniałych przeżyć. Czasami warto zaryzykować i podjąć grę.
Pamiętajmy, nikt nie lubi ludzi lubiących komplikować życie sobie i innym. Nikt nie lubi przesady... Więcej uśmiechu, luzu i dobrze rozumianego szaleństwa to recepta na szczęście. A Panom szczególnie życzę odwagi....
Ściana