i
Pełna ekscytacji siadam do komputera żeby opisać Wam wrażenia z mojej pierwszej....randki!
Nie muszę wspominać ile czasu zajęło mi szykowanie się na "naturalne bóstwo"...ile emocji, ciekawości, godzin spędzonych z przyjaciółką na telefonie...Tu mała dygresja - przypomina mi się od razu tekst z mojej ukochanej BRIDGET JONES - "idź tam i zachowuj się nonszalancko"
Od chęci i założeń do realizacji długa droga bo przecież może zjeść nas przeogromny stres! Skoro idziemy poznać tego JEDYNEGO?!.
Gotowa i pełna nadziei wsiadam do taksówki, która wiezie mnie na miejsce przeznaczenia chyba wieki...
Nie powiem...zastanawiałam się czy nie zawrócić, uciec, stchórzyć. W głowie gonitwa myśli - a jak nie będę wiedziała o czym mówić?? Jak mu się od razu nie spodobam? Co jeśli okaże się dla niego za gruba?? Boże! Zaczynam panikować!!! Przecież on na pewno będzie chodzącym ideałem!
Jestem już blisko...dojeżdżamy...OK. Wysiadam stawić czoła wyzwaniu! Przecież jestem SUPER babką!.
Wchodzę powoli do środka, rozglądam się, ale nie widzę nikogo kto chociaż w 1% przypominałby mojego wybranka. Siadam przy stoliku na końcu sali żebym za bardzo nie rzucała się w oczy.
Co robić? Czym się zająć żeby zatuszować zdenerwowanie...Może poserfuję po internecie w smartfonie. Tak. Przecież mogę czytać ważne wiadomości ze świata! O!
Czytam...czytam...czytam...wypatruję...czekam...zamawiam kolejną wodę z cytryną i miętą...patrzę na zegarek....O NIE!!! Już godzina po czasie! Mój wymarzony, jedyny, idealny...po prostu mnie olał....Nie przyszedł....
I tyle z mojej pierwszej, cudownej RANDKI przez duże R!
Ale nie zamierzam się poddawać...szukam dalej! A temu "panu" już dziękuję!
Ściana